Krajobrazy przeplecione nitkami babiego lata,
Migoczącymi w porannym słońcu,
Pierwsze suche liście tańczące z wiatrem,
Chłodne, ciemne noce posrebrzane mgłą,
Posłyszane gdzieś w oddali odgłosy żniw,
Na niebie klucze dzikiego ptactwa,
I ta dziwna tęsknota w sercu,
Jak zawsze, o tej porze roku,
Niewyjaśniona.
"Dzisiaj" jest tylko miałkim echem
Wczorajszych uczuć i wartości.
Ideą wypraną po tysiąckroć; skurczoną
Spłowiałą, bezkształtną, w kącie porzuconą.
Nowa koszulka będzie ładniejsza.
"Obalmy mury" - mówią bez przekonania
Bo obiło im się o uszy,
Że gdzieś jakiś mur ktoś postawił.
Że jakiś łańcuch ciąży u nogi
Ale nie wiadomo, u której.
Gdyby im powiedzieć, że żadnego muru
Nie ma, wzruszyliby ramionami
I poszli, po drodze zmieniwszy kolor.
Elektrycznie napromieniowani
Może twój kręgosłup jest z nierdzewnej stali
Lecz w moich ramionach jesteś niczym więcej
Niż lalką z porcelany; szklane kulki w miejscu oczu
I tak boję się, że przypadkiem cię upuszczę.
Może twoje żebra wykute są z tytanu
Lecz w środku serce jest tylko miękką pianką
Wypełnioną miodem i gorącym, słodkim mlekiem
I tak boję się, że zatopię w nim swe zęby.
Może twe łydki są z czystego diamentu
Lecz w moich ramionach to najzwyklejsze szkło
Topniejące od żaru wszystkiego, co
Nigdy nie byłaś ciężka.
Byłaś jak piórko i ledwie tu.
Tylko jedną stopą w ciele;
zmartwienia nieufizycznione;
rozebrane ze słów uczucia;
w sosie własnym dusza.
Odcięłaś się od nas dość drastycznie,
definitywnie kończąc spekulacje o
współuczesnictwie w barbarzyńskim
'tutaj'.
Powieki delikatnie zamknięte. Mrok obejmujący mój umysł.
Leżę na wodzie, unosząc się na falach.
Jestem taka bezbronna, spokojna.
Moje ubrania przenika woda.
Przesiąkają powoli powodując ciarki na mojej skórze.
Moje myśli natomiast skupiają się na wszystkim, a jednocześnie na niczym.
Mieszają się wspomnienia z planami.
Walczą bóle z uśmiechami.
Niekończąca się wojna.
Nagle to wraca.
Wszystkie myśli, które chciałam od siebie odsunąć.
Myśli, które niszczą ostatnie fundamenty mojego ist
Jesteś w kabinie tramwaju mknącego przez noc. Rzędy czarnych pustych siedzeń przebiegają środkiem wagonu niczym półk wojska szykujący się na linii frontu do strzału prosto w czaszki przeciwników. Gdzieś na drugim końcu wagonu, w kabinie, motorniczy prowadzi skład przez noc spoglądając w skupieniu i zmęczeniu, jak tory znikają mu pod kołami. W oknach czarnego wagonu wiszą firanki, a wnętrze kabiny rozświetlają liche, acz metalowe i gotyckie w swej stylistyce kandelabry z tlącymi się w nich świecami rozsiewa
W szalonym ogniu gaśnie świat
co go utkałam z włókien śnienia
i jeszcze tylko echo gra
ostatnie strzępy uwielbienia.
Coś wysypało się z mych rąk
coś co trzymałam dotąd mocno
historia znów zatoczy krąg
znów będę zbierać marę nocną
znów będę błagać o ten chleb
co mi go cień podaje z rzadka
i znów z osieroconych nieb
wybiorę gwiazdy do ostatka.
Usypię w dole szary piach
posieję wiatr by go rozwiewał
ułożę w stos z odwagą strach
a tam urodzi się nadzieja.
I pęknie ziarno w zi